Jeżeli człowiek — wróg czy przyjaciel?
Długo nadsłuchiwałem i zaczajony w krzakach oczekiwałem.
Wyłonił się wreszcie z haszczy.
Był to Sojot, biedny Mongoł-pastuch.
Jechał na reniferze, starym, rogatym i czujnym.
Człowiek miał twarz pooraną ospą, wargi i powieki zgryzione przez trąd.
Wytknął głowę straszliwą, baczną, podniósł ją ponad niskie krzaki i długo mi się przyglądał, macał każdą rzecz, leżącą przy ognisku, konia, siodło, karabin, wory z żywnością — puszkę z herbatą i sucharami, warzonemi na tłuszczu baranim.
Nareszcie podjechał, z siodła zszedł i pozdrowił krótkim: „Mendé“!
Usiadł przy ognisku i na kociołek zerknął pożądliwie.
Podałem mu kubek gorącego napoju i garść sucharów.
Jadł i pił łapczywie, w milczeniu.
Potem zmrużył czarne, skośne oczy, żółte zęby wyszczerzył i zaczął mówić. Długo, namiętnie mówił, chociaż wiedział, że nie rozumiem go.
Uczułem nagłą potrzebę opowiedzenia mu wszystkiego, co gnębiło mnie przez długie tygodnie samotnej, niebezpiecznej włóczęgi. Mó-
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/197
Ta strona została przepisana.