Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/21

Ta strona została przepisana.

tworzyły pożywną polewkę, zastępując zupę mięsną i chleb. Żeglarze poczynili tu nowy zapas świeżo solonych ryb i mięsa fok, a tranem i tłuszczem napełnili parę pustych beczułek. Przez cały czas pobytu na wyspach Sibirjakowa żywili się wyłącznie ptactwem wodnem. W gąszczu wysokiej twardej trawy i w krzakach karłowatej nędznej wikliny gnieździły się tysiące dzikich gęsi i kaczek. Ptaki dopuszczały człowieka o kilka kroków do siebie. W ten sposób żeglarze nie potrzebowali używać prochu. Uzbrojeni w wiosła lub długie drągi szerzyli spustoszenie śród ptactwa.
Nareszcie nastąpił dzień odjazdu. Podróżnicy podnieśli żagle i ruszyli z wiatrem, który poniósł łódź na północo-wschód. Zdaleka ujrzeli czarny masyw samotnej wyspy, wokoło której zalały bałwany. Była to wyspa Diksona, ostatni wartownik lądu na pustyni oceanu.
Potężny poryw wiatru popędził teraz „Nadzieję“ na zachód. Znikły bez śladu wszelkie oznaki ziemi. Pozostały tylko duże ciemno-szare mewy, szybujące w mglistem powietrzu, lub nagłym ruchem wpadające do morza, by porwać rybę. Po trzech dniach pływania, Radkiewicz, stojący przy sterze, spostrzegł szeroką strugę wody, wysoko wznoszącą się nad morzem, a wkrótce zobaczył, że jakiś olbrzymi, czarny kadłub falowym ruchem wynurzył się z wody i znowu po chwili