Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/48

Ta strona została przepisana.

Po pokładzie tupiąc bosemi stopami przebiegli majtkowie.
Rozległy się słowa cichej komendy i dyskretne gwizdki z rufy.
Parowiec ryknął basowym głosem syreny i drgnął.
Ktoś krzyknął:
— Tak! Tak! Olaf Wegen płynie na pokładzie „Elfa“... Aha! Dobrze... Spuścić drabinkę od lewej burty... Proszę! Pełny chód...
Parowiec znowu ryknął urwanym głosem i sunął dalej.
Po chwili do kabiny wszedł służący.
— Pana Olafa Wegena proszą na dek! — rzekł z uśmiechem.
— Co się stało? — spytał Olaf.
— Na pokład wgramoliło się dwuch korespondentów pism kinematograficznych. Przybyli łodzią... proszą o wywiad — objaśnił służący.
— Do djabła! — zaklął cicho Olaf Wegen. — W Norwegji, czy w Stanach Zjednoczonych to samo, wszędzie i zawsze to samo!...
Jednak wprawnym ruchem poprawił płowe włosy i, obejrzawszy w zwierciadle całą postać swoją wyszedł z kabiny.
Zaczęło się fotografowanie, nakręcanie kilku krótkich scenek dla „kinożurnalu“ i wypyty-