Obszerny, głęboki, ciemny Kristjanja-Fjord, zatłoczony statkami i żaglowcami, z wysmukłą sylwetką „Elfa“ tuż przy granitowem nadbrzeżu; lesisty szczyt Ekebergu; starożytny kościół Hamle-Akers-Kirke; wspaniałe przedmieście Homanseyen z willami, tonącemi w pięknych parkach; obszerny plac Eidswold z posągiem poety Bergelanda i gmachem Storthings-Bygming; ratusz; stara forteca Akershus... — rodzinne miasto, gdzie w dzieciństwie pokazywano chłopakowi resztki dawnego Oslo, założonego przez walecznego Haralda III-go, — nie przemawiało już do uczuć Olafa Wegen.
Stanowczo — nie przemawiało!
Było dla niego tem samem, co Londyn, Paryż, Madryt, Rzym, Nowy Jork, San-Francisko i druga ojczyzna — Hollywood...
Olaf pomyślał, że ciągłe przeżywanie setek emocyj przed oczami miljonów ludzi, oglądających go na ekranie, zatarło wszystkie granice i uczyniły z niego obywatela świata.
Cała kula ziemska stała się z biegiem czasu ojczyzną jego, bo wszędzie znali ludzie i lubili Olafa Wegena; jednocześnie na całej ziemi nie było zakątka, gdzie czułby się sobą, a w tłumie stumiljonowym nie znał ani jednego przyjaciela o duszy pokrewnej, o sercu wyrozumiałem.
To samo w Oslo!
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/51
Ta strona została przepisana.