Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/52

Ta strona została przepisana.

Pałace, kościoły, wille, parowce, automobile, tłum.
Na ulicach ludzie przyglądają się mu uważnie i uśmiechają się z domyślną radością.
— Olaf Wegen! — dochodzą go szepty. — Piękny Olaf! Willa w Hollywood, własny jacht, miljon dolarów...
— Dolary! Dolary! Dolary! — brzęknęły metalem słowa, rzucone przez przechodnia, ogarniającego bystrym wzrokiem wysoką, silną postać kinematograficznego bohatera i ulubieńca publiczności.
Ściągnął brwi Olaf i nachmurzył czoło.
— Jak wszędzie... jak zwykle... standarty... standarty...
Zawrócił się i z nisko pochyloną głową wszedł do hallu hotelowego.
Usiadł na kanapie pod sztuczną palmą i przerzucał dzienniki.
Wywiady z nim, portrety, szkice ołówkiem, prawdziwe i zmyślone, głupie, bezczelne opowiadania o nim, o jego życiu, bogactwie, karjerze, upodobaniach...
— Standarty... standarty... Dolary... Dolary! — szepnął znowu i, zwinąwszy, cisnął dziennik na stół.
Kazał zdziwionemu portjerowi podać rachunek i wynieść bagaże do samochodu.