Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/55

Ta strona została przepisana.

— jestem gotów — odparł. — Przed południem staniemy na miejscu, panie!
— Bardzo dobrze! — zawołał Olaf. — Macie cygaro, dobre, prawdziwe hawańskie.
Auto ruszyło.
Droga biegła, robiąc ciągłe wiraże, wijąc się w labiryncie dolin górskich. Lesiste szczyty tłoczyły się dokoła, niby przyglądając się ze zdziwieniem i nieufnością nieznanemu człowiekowi.
Olaf przypominał sobie wąwozy Rocky Mountains, gdzie „nakręcano“ tytułową rolę jego w filmie „Władca Gór Skalistych“.
Nie odczuwał teraz piękna tych borów i ciemnych szczytów, nie słyszał ich głosu, który szmerem świerków i sosen przemawiał do niego:
— Olafie Wegen! Biedny, zbłąkany, znużony pielgrzymie, jesteśmy górami twojej ojczyzny i witamy ciebie, bracie nasz!...
Nagle droga, uczyniwszy szalony skręt, wybiegła na wysoki spych, wiszący tuż nad morzem. Dochodził aż tu jego głos, gniewny i groźny.
Ocean walił falami i białą, pienną zwarą w czarne skały, popękane, poszczerbione, pełne wyżłobionych dołów i szczelin głębokich.
— Bjärkfjord! — zawołał szofer, zwracając do Olafa uśmiechniętą twarz.
Artysta spojrzał nadół.
Wśród ciemnych skał pionowych, stromym uskokiem zaciskających wąską zatokę, najeżoną