— Dobry pływak! — mignęła Olafowi myśl.
Tymczasem człowiek zbliżył się szybko i już sunął przez czarną toń Bjärkfjordu.
Wkrótce silnemi uderzeniami ramion wyrzucił się na przybrzeżne kamienie niedaleko od skrytki leżącego artysty.
Zdumiał się Olaf Wegen.
Ujrzał młodą kobietę. Silne, zwinne ciało nagie spoczęło niby pienna zjawa na czarnym odłamie skały.
Kobieta wypoczywało długo. Strzeliste, wybujałe piersi, niby wyrzeźbione z alabastru, oddychały ciężko, znużone walką z morzem.
Wreszcie podniosły się ręce i ruchem leniwym jęły rozwiązywać czerwoną chustkę, okrywającą głowę.
Fala rudych włosów rozsypała się po plecach, przykrywając pierś i długie, foremne uda.
Kobieta wstrząsała złocistem runem, susząc włosy.
Słońce stało już wysoko. Wchłonęło, wypiło wodę, wysuszyło i rzuciło złote, zielone, fioletowe iskierki na faliste pasma rudego płaszcza.
Kobieta wstała i, odrzuciwszy wtył głowę, przeciągnęła się rozkosznie.
Olaf Wegen przyglądał się jej spokojnie, z lekkim podziwem.
Młode ciało nie wzbudziło w nim namiętności.
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/59
Ta strona została przepisana.