Niedaleko od miejsca, gdzie lasami pokryte zbocza Wielkiego Chinganu zbliżały się do pięknej doliny rzeki Amur, wpadał od strony chińskiej niewielki, lecz wartki potok. Chińczycy i Mandżurowie nazywali go Tinza-ho, co znaczyło „złota rzeka“.
Potok płynął w ustronnej i odludnej miejscowości, pozbawionej nietylko wiosek mandżurskich, ale nawet samotnych „fan-dzy“, czyli osad, złożonych z jednej lub dwóch chat glinianych, zwykle otoczonych murem z niepalonej cegły.
Wielkich lasów tu nie było, więc koczujący myśliwi: Gold, Solon i Manegr nie nawiedzali wąskiej, głęboko ukrytej śród rozłogów górskich doliny i o potoku nikt nie wiedział.
Zupełnie przypadkowo jakiś kozak-rybak, przypłynąwszy łodzią Amur, zobaczył ujście Tinza-ho i zauważył, że woda jej jest mętna i żółta. Ludzie z Amuru dobrze wiedzą, co to ma znaczyć. Kozak więc odrazu się domyślił,