że w łożysku tego potoku jacyś ludzie wydobywali piasek i przemywali go, szukając złota. Ponieważ cała rzeczułka była żółta, kozak zrozumiał, że pracować tu musiała spora gromada ludzi, i że jest tu złoto, gdyż wydobyto dużo piasku i ziemi, któremi cały potok był zabarwiony. Zaczął więc posuwać się przeciwko prądowi i wkrótce spostrzegł dachy zabudowań i tłum pracujących ludzi. Zatrzymał się i zaczął się przyglądać, gdy naraz jakieś bardzo potężne ramiona objęły go, podniosły do góry, z rozmachem cisnęły o ziemię, a po chwili szybko i sprawnie skrępowały mu ręce powrozem.
— No, teraz możesz wstać! — huknął jakiś gruby głos.
Kozak podniósł się z trudem i ujrzał wysokiego, chudego człowieka, odzianego w czarną skórzaną kurtę, spodnie, buty i takąż czapkę i daszkiem, nisko na oczy nasuniętym.
— Pocoś tu zawitał, przyjacielu? — spytał nieznajomy.
Kozak zaczął tłumaczyć, co go tu sprowadziło.
— Tak? — mruknął wysoki człowiek. — Rozumiem... Masz dobrego niucha, ale posłuchaj teraz co ci powiem. Nikomu na świecie o tem miejscu nie wolno wiedzieć i nic o niem mówić!... Masz więc dwie rzeczy do wyboru, przyjacielu. Albo przyłączysz się do nas i będziesz pracował, jak inni, albo natychmiast odje-
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/66
Ta strona została przepisana.