gdzie mieszka wysoki, chudy człowiek, który wzbudził taką nienawiść w nieszczęśliwych, skazanych na chłostę Chińczykach. Ci tymczasem wmieszali się w szeregi kozaków, wprowadzili nieład, rozbili cały oddział na drobne grupy; niektórzy pod pozorem oglądania broni, trzymali już w ręku kozackie karabiny i szable.
— Naprzód! — zakomenderował przywódca.
— Zaczekaj trochę! — rozległ się nieznajomy głos, groźny i głuchy, i jeden z Chińczyków zerwał z głowy swoją myckę wraz z warkoczem. Ujrzano krótko ostrzyżoną głowę o orlim nosie, bystrych niebieskich oczach i silnie zaciśniętych wargach.
— Zaczekaj trochę! — powtórzył i krzyknął: — Bierz ich i wiąż!
Cały tłum przebranych i prawdziwych Chińczyków runął na osłupiałych przybyszów. Wszczął się tumult i zgiełk. Buchnęło parę strzałów, rozległo się kilka przeraźliwych krzyków, lecz po chwili wszystko się uciszyło.
— W porządku! — zawołał przebrany za Chińczyka wysoki człowiek, obchodząc szeregi leżących, związanych jak półgęski kozaków. — Bardzo dobrze...
Przy końcu ostatniego szeregu zatrzymał się i zawołał po polsku:
— Antku! chodź-no tu...
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/69
Ta strona została przepisana.