kamieni, które niosła ze sobą struga szybko płynącej wody, wyłowiono spory, nieraz ważący po kilka funtów kawał złota. Czasami ten sam okrzyk rozlegał się w szybach, gdy kilof lub rydel pracującego natrafiał na duży kawał złota, które natura złożyła tu przed wiekami i strzegła swego skarbu, aż przyszedł człowiek i wydarł go Matce-ziemi..
Miało to miejsce w roku 1885-ym, gdy na Syberji nie znano jeszcze potęgi wody i sztuki stosowania jej do rozbijania i znoszenia gór oraz przerzucania ich rynsztokiem do maszyn, które zabierają ukryte w ziemi i kamieniu złoto.
Na Tinza-ho przedsiębiorczy ludzie doszli, widać, do tego sami i dzień po dniu wydzierali z piersi gór nowe i nowe kawałki i ziarna żółtego metalu.
Już słońce zapadać zaczęło za dalekim, wysokim grzbietem Chinganu, gdy rozległo się pojedyńcze uderzenie dzwonu. Ludzie zaczęli wychodzić z szybów, z budynków maszynowych, z kuźni, z warsztatów stolarskich i ślusarskich, podchodzili do rynsztoków ze spuszczoną do nich czystą, źródlaną wodą, myli ręce i twarze i szli w stronę koszar, przed któremi stały już stoły ze strawą i dymiącemi się kubkami herbaty. Zapach świeżego chleba i pieczonego mięsiwa mile łechtał podniebienie zgłodniałych, spracowanych ludzi.
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/72
Ta strona została przepisana.