zjawił się wysoki, chudy człowiek, w otoczeniu kilku jeźdźców. Siedział na rosłym, bułanym źrebcu, mając na sobie jak zwykle niezmienną skórzaną kurtę i czapkę z daszkiem, nasuniętym na oczy. Stanął w strzemionach i zaczął mówić:
— Towarzysze! Praca nasza skończona. Zabraliśmy Tinza-ho całe jej złoto. Po kilku latach mozolnej, straszliwej pracy jesteśmy ludźmi bogatymi. Możemy zacząć teraz inne życie. Nauczyliśmy się tu, śród tych gór — pracy, sprawiedliwości i poszanowania prawa i ludzi. Zapomnijmy więc na zawsze o naszych pomyłkach życiowych i zbrodniach, które rzuciły nas na to pustkowie i na tę pracę nadludzką, pamiętajmy tylko o tem, czego nas nauczyła Złota Rzeka! Zmyliśmy z naszych rąk i dusz wszystkie dawne grzechy i niech Bóg dopomoże nam stać się w innem miejscu, śród innych ludzi nie gorszymi od nich, a raczej lepszymi, silniejszymi i uczciwszymi. Bywajcie zdrowi, towarzysze i przyjaciele, a wspomnijcie czasami o tym, który kierował ręką surową i twardą życiem i losem Komuny Złotej Rzeki! Być może, posłyszycie kiedyś o mnie. Nazywam się Bolesław Jurkiewicz. Polakiem jestem, rodem z ziemi męczenników odwiecznych, i do swej ziemi powrócę, i o jej szczęście walczyć będę, bo nic droższego już nie mam dla siebie! Wspominajcie o mnie czasami, gdy pamięć ożywi przed wami te lata, spędzone
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/85
Ta strona została przepisana.