śmierci. Kto zaś umyślnie, czy przypadkowo tam się dostał, jest obowiązany pozostać do czasu, aż ostatni z chorych opuści z zezwolenia lamy-lekarza obóz ospy.
Najczęściej nikt nie pozostaje tam przy życiu, umiera nawet lama-lekarz, i tylko kości męczenników i porwane strzępy flag tkwią śród piasków pustyni.
Czasami epidemja jednocześnie szerzy się w różnych krajach Azji, a wtedy do Naron-Khuhu-Gobi ciągną zdaleka, aż z poza Himalajów karawany z chorymi, gdyż podanie twierdzi, że zaraza z pustyni tej nie powraca, ginąc wraz ze swemi ofiarami.
Tak było właśnie wtedy, gdyśmy przecinali Naron-Gobi pomiędzy grzbietami Boro i Khara, to też Mongołowie szczegółowo rozpytywali przeora, w jakiem miejscu wystawione są flagi „uchùł“.
Ruszyliśmy... Przezroczyste, drgające od odbitych przez piasek promieni powietrze pochłonęło nas, jak najgęstsza mgła. Lekki wiatr niósł drobny pył, który się zakradał do ust, gardła, nozdrzy i oczu i z lekkim zgrzytem biegł po powierzchni wydm...
Czasami na horyzoncie majaczyły czarne ruchome punkciki, szybko znikające. Wiedzieliśmy, że były to małe stadka dzikich koni, silnych i lekkich w biegu, a czujniejszych od argali — skalnych kozłów Bogdo-Uła.
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/89
Ta strona została przepisana.