Pomiędzy wyspą, znaną pod nazwą Olchon, a stromym zachodnim brzegiem jeziora, nad którym zwisały jeszcze śniegiem pokryte uskoki grzbietu Chamar-Daban, fale szalały najwięcej.
Na brzegu Olchonu stało kilku ludzi w długich, ciężkich kożuchach baranich i w kapuzach lisich lub wilczych. Niezwykły wygląd mieli ci ludzie. Obrzękłe, zsiniałe twarze, nabrzmiałe usta, zżarte przez jakąś chorobę nozdrza i powieki, powykrzywiane, węzłowate palce rąk, ciężki warczący oddech i głucha, gardlana mowa — mimowoli przejmowały zgrozą każdego, kto trafiał na Olchon.
Północne plemiona koczujących Burjatów zrzadka przybywały ku brzegom „świętego morza“, jak nazywali oni jezioro Bajkalskie. Wtedy pastuchy przysłaniali sczerniałemi dłońmi swoje bystre, skośne oczy i z przerażeniem spoglądali na niskie, ledwie dostrzegalne śród fal jeziora czarne pasmo wyspy.
— Tała-Uchuł... Tała-Uchuł... — szeptali drżącemi ustami.
Zwykle siadali na ziemi, zapalali fajki i powolnemi głosami, ponuro spoglądając na jezioro, zaczynali rozmawiać o tych, których złe duchy dotknęły swoją zatrutą ręką i rzuciły na wyspę Olchon; nazywali ją Tała-Uchuł, czyli „step śmierci“.
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/95
Ta strona została przepisana.