Była to Elza Tornwalsen.
Siedziała zaczytana w swoim pokoju przy biurku.
Zdawało się, że zapomniała o wszystkiem i nie widziała ani przepychu hotelowego apartamentu, ani koszów i waz z kwiatami, ani nawet słońca, które ostatniemi już promieniami pieściło jej złocistą głowę, o bujnej, krótko przystrzyżonej czuprynie.
Pogrążona była w czytanie niemieckiego przekładu istotnie pięknego dzieła Hendrika van Loona pod tytułem „Die Geschichte der Menschheit“.
Tak się zatopiła w tej prostej, a mądrej opowieści o dziejach ludzkości, że nawet usta jej się poruszały chwilami, szeptem powtarzając słowa holenderskiego historyka.
Nagle podniosła głowę i jęła nadsłuchiwać.
Jakaś niepokojąca cisza zaległa i zaczaiła się wszędzie.
Elza Tornwalsen zmarszczyła czoło i rozdęła cienkie, ruchome nozdrza. Wciągnęła całą piersią słone, wilgotne powietrze morskie i szepnęła cicho:
— Sztorm!...
Szybkim krokiem wyszła na taras i spojrzała przed siebie.
Wzrok jej zaledwie ślizgnął się po lazurowej powierzchni zatoki i pobiegł dalej, poza łamacz fal, zbudowany na rafach pomiędzy Sokoa a przylądkiem świętej Barbary.
Od bystrych oczu rybaczki nie ukryła się migotliwa, świetlna łuska oceanu, tu i ówdzie przecięta smugami i płaszczyznami nieruchomej, gładkiej wody. Elza nadsłuchiwała, przechyliwszy głowę na bok i hamując oddech.
Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.