Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie! Uczyni to wtedy, gdy będzie wiedziała, że nie jest już Elzą z Lango, ani Elzą z „Witezia“, lecz inną, odrodzoną kobietą, która rozumiałaby każde słowo i każdą myśl „Białego Kapitana“, która potrafiłaby iść przy nim, jak równa przy równym, mająca własną wolę i własne poglądy, przez nikogo nie narzucone, nie te — niewolnicze, w zachwycie przyjęte i bezwolnie uznane za najszczytniejsze.
Ruszyły wtedy w drogę daleką i uciążliwą zgłodzone renifery, lot swój szalony rozpoczęły łabędzie srebrnopióre.
Elza zamieszkała w Oslo i wzięła się do nauki z uporem, graniczącym z rozpaczą. Płacąc hojnie nauczycielom i pracując jak galernik, w dwa lata zdobyła maturę. O tym niezwykłym wypadku rozpisywały się chętnie i szeroko dzienniki norweskie, a Elza w głębi duszy spodziewała się, że wieść o niej dotrze do Pitta Hardfula, jako pierwszy sygnał, jako to żałosne „S. O. S.“, rzucane w przestrzeń przez zagrożone lub tonące okręty.
Pitt nie odezwał się jednak i nie dał znaku życia.
Jedna z przypadkowych znajomych, dama z dobrego domu, w poufałej rozmowie napomknęła, że Elza nie jest dość dobrze ułożona, ażeby, nie znając w dodatku języków obcych, pomimo swego bogactwa, mogła wejść do wyższego towarzystwa, które jednak bardzo się interesuje jej osobą, jako że przynosi ona honor sile umysłu i wytrwałości rasy skandynawskiej.
Wtedy to Elza, niedługo się namyślając, zerwała się do nowego lotu.
Wyjechała do Anglji, gdzie, jak słyszała, mają siedziby swoje najlepiej urodzeni i wychowani ludzie, jasno