Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech będzie drejf, i lora i ru, aby tylko była cicha woda — rzekła ze śmiechem.
— Zacumuję się na fest! — przyrzekła solennie Elza i zamierzała znowu klepnąć nauczycielkę w kolano, lecz ta w porę wstrzymała podniesioną już dłoń i powiedziała spokojnie:
— Taki sposób wyrażania swej zgody nie jest niezbędny, mrs. Tornwalsen.
Po dwóch tygodniach współżycia, ciągłego obcowania ze sobą obie samotne kobiety szybko się do siebie przyzwyczaiły i bliżej poznały.
Lady Rozalja nie mogła wyjść z podziwu, widząc niezwykłą pracowitość i staranność pupilki. Przypominając sobie liczne wychowanice, stara Angielka musiała przyznać, że równie zdolnej, chętnej do nauki i dobrej nigdy wśród nich nie miała. Elza pochłaniała każde jej słowo, pracowała nad gramatyką i literaturą angielską, uporczywie ślęcząc nad książkami do późnej nocy; zmieniała też z dnia na dzień swoje obyczaje, sposób wysławiania się, wyrażania uczuć.
Norweska rybaczka coraz bardziej przywiązywała się do swej arystokratycznej, angielskiej mentorki. Prawda, że lady Rozalja w niczem nie zmieniła zachowania i postawy, lecz bystre oczy Elzy spostrzegły coś, co przemówiło do niej silniej od wszystkich, najbardziej przekonywujących słów i oświadczeń. Był to portret sędziwego mężczyzny o dostojnem, pańskiem obliczu. Wisiał nad łóżkiem starej damy, ozdobiony gałązkami pożółkłego klonu. Gdy lady Rozalja w przelocie nawet, zwracała ku portretowi spojrzenie, w oczach jej zjawiały się dziwne błyski... Jakgdyby światło wypłaszało łzy, cza-