Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

teraz, jakiemi powoduje się zamiarami, ta dziwna, zawsze smętna kobieta północna?
Zapytała ją o to wręcz.
Musiała wiedzieć prawdę, aby móc jej doradzić i ulżyć zadaniu.
— Matko!... — szepnęła Elza, zwracając się do lady Rozalji tak, jak to czynią młode rybaczki, mówiąc do starych kobiet, — matko!... Sama nie wiem dobrze, co chcę uczynić... Może lepiej zrozumiesz mnie, jeżeli powiem po żeglarsku... Posłuchaj krótkiej opowieści!
Elza złożyła ręce na kolanach i zapatrzona w przestrzeń mówić zaczęła podobnie, jak niegdyś snuła swoje mgliste opowieści wiekowa Lilit, którą dziewczęta i chłopaki z całej Lango nazywali Eddą-prababką.

— Czy widziałaś kiedykolwiek, jak wypływają z portu nieduże, okopcone dymem, zardzewiałe, głęboko, a mocno siedzące w wodzie „tranki“[1] — parowce handlowe? Wypływają one do dalekich stron, czasem do Argentyny lub Brazylji po pszenicę, czasem do Indji — po bawełnę, lub do Australji — po mięso. Każdy z tych statków należy do innego właściciela, a zdarza się nieraz, że sam on stoi przy kole sztorwału i nosi na rękawach i czapce galony szypra. Nie znali się przedtem ci ludzie, lecz oto powołano ich nagle, aby z za morza, dostarczyli towary do Europy. Suną więc w kilwaterze, biegną po przez ocean, jak klucz dzikich gęsi, lub sznur żórawi... I nagle spada gęsta mgła, biały mrok ogarnia horyzont, a nawet fale nie mogą się wybić z pod ciężkiej płachty jego, okrywającej

  1. Trank (po ang. — „trunk“) — parowiec do przewożenia towarów.