Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

wtedy na dek szafka z mapami, chronometrem i żelazny słupek z busolą. Czasami złośliwa fala porwie ze sobą bosmana i strąci do zwary sternika, próżno czepiającego się sztorwału!
Elza mówiła głosem pełnym przerażenia, zapatrzona w dalekie obrazy, zrodzone we wspomnieniach, zasnutych mgłą przeszłości.
— Zdarza się to na morzu!... — ciągnęła prawie szeptem. — O, morze, jak życie, potężne jest i czyha w chwili każdej na śmiałka, walczącego z niem! A gdy ta ciężka przygoda spotka okręt, wtedy — biada mu! W chaosie mgły i piany, w zgiełku mroku i kotłującego się wartu, bez drogowskazów i bez sił staje on się igraszką sztormu i żywiołów... O, wtedy poczyna wołać zbłąkany okręt, wołać w rozpaczy, posyłając w przestrzeń nieznaną, kryjącą miljon niebezpieczeństw, zielono-niebieskie iskierki, zapalające się nagle na topach[1] masztów... „S. O. S.! S. O. S.! Ratujcie dusze nasze!... S. O. S.!“ I tak dziesiątki, setki razy, aż nie przyjdzie poratowanie, lub nie wyjrzy z mgły i starganego na strzępy morza blada, niemiłosierna śmierć!...
Lady Rozalja z przejęciem i mimowolnem przerażeniem słuchała tej ponurej opowieści, wpatrując się w rozszerzone źrenice Elzy.
Ta na chwilę umilkła, a gdy znowu mówić poczęła, głos jej zabrzmiał rzewnie i smętnie:

— O, gdybyś wiedziała, matko, jak często chciałam zapalić światło sygnałowe i racę wyrzucić wysoko — wysoko, ponad mgłę i zwichrzoną kipiel! Przecież wierzę, że płynę w jedną z „Białym Kapitanem“

  1. Top — wierzchołek masztu.