Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

o mnie pisać, to nawet tych szesnastu szpalt nie starczyłoby, a cóż dopiero mówić o trzyszpaltowym artykule? Drobne szczegóły, nic nieznaczące epizody, najwyżej jakiś moment z mojej dość barwnej biografji!
Tak to, nic nie wskórawszy, jeden po drugim wychodzili z willi tajemniczego kapitana redaktorzy i reporterzy, klnąc w duchu i odgrażając się brzydko.
Po wizycie u Pitta Hardfula i obejrzeniu jego osoby prasa brukowa jednak nie bardzo się kwapiła z sensacyjnemi artykułami o „białym kapitanie“ i karmiła czytelników staremi, sto razy przepitraszonemi, odegrzanemi, podsolonemi i podpieprzonemi szczegółami.
Pitt Hardful milczał i przestał przyjmować dziennikarzy, chociaż ta niespokojna brać z innych nawet miast zjeżdżać się zaczęła.
Wtedy to wybuchnęła bomba.
Lont jej podpalił jakiś nieznany, „uczciwy, śmiały pracownik pióra“ w małej, nikomu też nieznanej gazetce prowincjonalnej, noszącej pretensjonalną, jakgdyby dla pośmiewiska wynalezioną nazwę: „Prawda z lewego brzegu“.
Świstek ten, drukujący się na szarej bibule, używanej do zawijania solonych sztokfiszów i śledzi, wystąpił z sensacyjnym artykułem, zapowiadanym od trzech dni.
Artykuł nieznanego autora, podpisanego inicjałami, miał tytuł istotnie śmiały i niezwykły:
„Miljoner-kajdaniarz“ — czyż nie był to arcy-sensacyjny tytuł?! W tym to artykule nieznany bandyta pióra opisywał Pitta Hardfula, jako młodego człowieka z dobrej, szanowanej rodziny, lecz o instynktach zbrodniczych, które doprowadziły go do więzienia za okradzenie ciotki. Złoczyńca, zarejestrowany pod nr. 13, od-