Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Na eleganckich „fajfach“, na giełdzie, w gabinetach różnych „businessmenów“, w teatrach mówiono inaczej:
— Pitt Hardful, podejrzany kapitan jakiegoś statku mieszka wśród nas, jak równy z równymi, ba! — nawet wyższy, bo nie zaszczyca nas znajomością! Jakiś tam aresztant, galernik, który dorobił się na ciemnych sprawach olbrzymiej fortuny, śmie wywyższać się nad społeczeństwo, unikać towarzystwa! Takie typy muszą być wycofane z obiegu.
Wycofać go było jednak rzeczą trudną, bo kapitan Hardful „w obiegu“ właśnie nie był, unikając styczności ze „społeczeństwem“ i z „towarzystwem“.
Jednak ten i ów z „towarzystwa“ próbował „wycofać“ — kajdaniarza-miljonera.
Atak rozpoczął dyrektor banku, oświadczając Hardfulowi, że nie może mieć go w gronie stałych klientów swej instytucji, cieszącej się zaufaniem publiczności.
Pitt Hardful odpowiedział spokojnie i krótko:
— Doskonale, że pan dyrektor mnie uprzedził, bo właśnie wkrótce oczekuję znacznej sumy, muszę więc zawczasu dobrze ją ulokować.
Słowa kapitana posłyszał siedzący w pokoju klerk i natychmiast, zagwarantowawszy sobie komisowe wynagrodzenie, o tak ważnej rozmowie powiadomił bank współzawodniczący. Dyrektor tegoż bez zwłoki zatelefonował do Hardfula i przyjął jego wkład na lepszych warunkach, zastrzegłszy sobie dyskrecję nowego klienta.
Drugi atak przeprowadził znów dyrektor przedsiębiorstwa, którego akcje nabył był Pitt Hardful.
— Panie — rzekł uroczystym głosem dyrektor — wiadome panu okoliczności wykluczają możliwość naszej dalszej współpracy...