Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

kogo po opuszczeniu Lango i przyłączeniu się do życia cywilizowanego... Tak zwane „namiętności“ nie odgrywały w mojem życiu żadnej roli. Miłość nazywam miłością, a pęd do godów małżeńskich — całkiem inaczej... Granicę pomiędzy temi zjawiskami widzę bardzo wyraźnie... Odeszliśmy jednak od bezpośredniego tematu rozmowy, kapitanie! Co zamierza pan robić dalej?
Pitt Hardful opowiedział Elzie o walce, którą rozpoczęły z nim różne warstwy społeczne i prasa, o swoim projekcie założenia na północy kolonji, pracującej na zasadzie współdziałania, zaufania wzajemnego i sprawiedliwej oceny wartości i wysiłku, wyrażał nadzieję, że to pozwoli mu wychować kadry ludzi o zmienionej psychologji, o dążeniu do doskonałości moralnej i umysłowej.
— A gdy będę miał dwa — trzy tysiące stronników, wystąpię do walki z obłędną ideologją cywilizacji XIX i XX wieku, chociażbym miał zginąć! — odpowiedział, gwałtownym ruchem zaciskając w dłoni serwetkę.
Elza długo milczała, a później zaczęła snuć obraz trudności, które napotka plan jego na swej drodze.
Pitt zdziwił się. Mówiła niemal temi samemi słowami i wyrażała te same wątpliwości, jakie już był słyszał z ust starego Louis Bertranda, wytrawnego, głęboko myślącego publicysty.
Zdumiał się kapitan, widząc, jak bardzo wykształconą i logicznie myślącą istotą stała się dawna rybaczka z Lofotów.
W tej chwili rozległ się brzęk noża o szklankę, hałas odsuwanego fotela i wołanie ucztujących gości:
— Cicho! Prezes mówi!...
Istotnie malutki, okrąglutki pan Aboya-Dubarry, opierając się o stół wypukłością brzuszka, okrytego