czął Pitt. — Jako kierownik przedsiębiorstwa, chciałbym poznać jaknajwiększą część moich przyszłych współpracowników.
Ernst Swen z łagodnym uśmiechem skinął głową.
— Przepraszam, czy nie jest pan synem niejakiego Alwina Swena? — zapytał Pitt.
— Tego pytania obawiałem się najwięcej! — zawołał młodzieniec, podnosząc rękę, jakgdyby do obrony. — Tak, jestem synem Alwina Swena... Myślę, że już mogę odejść, gdyż po przyznaniu się do pokrewieństwa z osobą, którą przechował pan w swej pamięci, spodziewam się, bez żadnej wdzięczności, będę skreślony z listy kandydatów?
Pitt Hardful zaśmiał się cicho.
— Myli się pan, panie Swen! — rzekł po chwili. — Wspominam ojca pańskiego bez żadnej przykrości, a nawet, powiem więcej, z odcieniem wdzięczności, gdyż pan Alwin Swen mimowoli stał się moim dobrym genjuszem, wzbudzając we mnie protest przeciwko jego opinji o mojej osobie. Był to dobry bodziec, jak pan widzi, bo oto zaledwie kilka lat upłynęło, a już mogę wywdzięczyć się za to jego synowi... Doprawdy, sprawia mi to wielką satysfakcję!
Młody Swen wyprostował się i słuchał zasępiony, nie rozumiejąc jeszcze, czy kapitan mówi poważnie, czy drwi z niego.
— Niech pan siada, panie Swen! — powiedział Pitt Hardful, wskazując na fotel. — Tu są cygara, tam papierosy. Otóż powiedział pan, że tego pytania obawia się najwięcej? Znaczy, istnieją obawy co do innych jeszcze? Niechże pan, po załatwieniu pierwszej sprawy, jak najszczerzej wyspowiada się przede mną.
Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.