Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

dowiedziawszy się, że musiałeś spłacić dług honorowy... Nie odpisałam ci, gdyż nie chciałam, aby mój list figurował na rozprawie sądowej...
— Tak... — mruknął Eryk. — Przepraszam panią, że zapytam o rzecz, mającą dla mnie pierwszorzędne i zasadnicze znaczenie...
— Ależ pytaj, kochany Eryku! — zawołała dama. — Tylko... dlaczego nie nazywasz mnie ciotką Izą?
— Objaśnię po chwili... — odpowiedział kapitan. — Najpierw muszę wiedzieć...
Potarł silnie bezwładne ramię i, marszcząc czoło, zapytał:
— O ile pamięć mnie nie myli, przed sześciu laty we wrześniu wysłałem pani z Londynu całą sumę, skradzioną przezemnie. Czy pani otrzymała przekaz, wystawiony przez Lloyd Bank?
— Istotnie! — potwierdziła natychmiast pani Duvergne. — Bank przesłał mi czek na całą sumę z procentami za ubiegłe lata.
— Doskonale! — ciągnął Eryk. — A czy pani poinformowała kogoś o tem?
— Niezawodnie! Pokazałam czek i załączony do niego twój list całej rodzinie naszej.
— No, i cóż powiedzieli ojciec i matka? — dopytywał się kapitan, zaciskając wargi.
— Powiedzieli, że bądź co bądź postąpiłeś jak dżentelmen...
— A co rzekł na to dziadek, Alfred Stefan?
Pani Duvergne pochyliła głowę i odparła tak cicho, że Eryk z trudem posłyszał odpowiedź:
— Dziadek Alfred posiada niewzruszone zasady moralne, więc okazał się nieprzejednanym.