Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Pitt Hardful, pogrążony w takich myślach, ocknął się, bo pociąg, hucząc, zaczął hamować bieg.
— Saint-Jean-de-Luz! — zawołał przechodzący konduktor. — Proszę się śpieszyć z wysiadaniem, bo „Sud-Express“ stoi tu zaledwie jedną minutę!
Kapitan uśmiechnął się pogardliwie, odpowiadając na swoje myśli o Elzie... prababce.
— Pięknie sobie wykombinowałem wszystko, niema co! — mruknął. — Rybaczka z Lango wcale nie zamierza pędzić bogobojnego życia legendarnej prababki Eddy-Lilit! Wcale nie! Rozjeżdża sobie po kąpieliskach najmodniejszych, uprawia sport i zawraca głowy wielbicielom! No — no! To dopiero metamorfoza! Był sobie milczący, aczkolwiek zwinny i wcale bitny marynarz, Otto Lowe, a teraz ujrzę „północną syrenę“ w towarzystwie autentycznej lady Rozalji Steward-Foldew! Bajka z tysiąca i jednej nocy...
Pociąg w tej chwili stanął.
Pitt Hardful wyskoczył z wagonu, a na peronie opadli go portjerzy hotelowi, rozszarpujący przybywających turystów na szmaty.
Ujrzał wspaniałego draba z mosiężną tabliczką na wygalonowanej czapce.
— Hotel Edward VII — przeczytał napis.
Kapitan skinął na draba i, odprowadziwszy go na stronę, wsunął do spoconej łapy portjera pięćdziesięciofrankowy banknot.
— Czego pan sobie życzy? — zapytał portjer, służalczo pochylając głowę ku hojnemu pasażerowi.
— To u was w hotelu mieszka ta... ta sławna pływaczka norweska?... — spytał kapitan.
— Madame Elza Tornwalsen! — krzyknął por-