Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

tjer. — Piękna i bogata pani! Ach, rozumiem! To pan jest mr. John Cornyle?
— Co znów za Cornyle? — zdumiał się kapitan.
— Miljoner amerykański, który wiezie ze sobą rekordsmana pływackiego, bo zaproponował pani Tornwalsen zakład o 50 tysięcy dolarów, że jego zawodnik zwycięży! Właśnie mamy dla szanownego pana zarezerwowany apartament!... Proszę do samochodu!
— Czekaj-no pan! — przerwał mu Pitt Hardful. — Nie nazywam się Cornyle, lecz chcę wiedzieć o szczegółach zakładu. Jakie warunki wyścigu? Czy przyjęła je pani Tornwalsen.
— Pani Tornwalsen odtelegrafowała panu Cornyle, że przyjmuje pojedynek bez zastrzeżeń. Dopiero w sześć godzin potem przyszedł telegram z Floridy, że ma to być pływanie na szybkość i odległość, która nie jest określona. Amerykanin pływa podobno jak ryba lub foka...
— A pani Tornwalsen? — spytał Pitt.
— Ach, madame, madame Tornwalsen wygląda w wodzie jak bogini Diana! — westchnął portjer.
— Diana? — powtórzył kapitan. — O ile wiem, ta bogini biegała raczej doskonale, doganiając sarny i jelenie; co zaś do jej pływackiego talentu, to nic o tem nie słyszałem, mój drogi!
Kapitan zaśmiał się złośliwie, bo przyszła mu do głowy myśl, że ma już przed sobą pierwszego wielbiciela Elzy Tornwalsen.
— Bardzo odpowiedni adorator! — mruknął do siebie i zapytał portjera:
— Czy macie wolne pokoje w hotelu?
Ten z wyrazem szczerego ubolewania zawołał: