Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Pitt Hardful bacznie mu się przyglądał.
Amerykański rekordzista musiał mieć około trzydziestu lat i 1 m. 85 cm. wzrostu. Na szerokich barach, nad wypukłą, potężną piersią ledwie widzialna, niby niepotrzebny, przypadkowy dodatek, wystawała malutka głowa.
Wszystko na niej było malutkie, śmiesznie drobne. Krótkie, rzadkie włosy, malutkie oczki, drobny, zuchwale zadarty nosek, wydęte, prawie dziecinne, bezbarwne wargi i sterczące uszki.
Jednak ta mała główka mocno opierała się na kolumnie krótkiej, muskularnej szyi, wyrastającej z atletycznych barów i piersi, podobnej do olbrzymiego dzwonu.
W tej główce mocno tkwiła pewność, że mięśnie ramion, nóg i brzucha nie znają znużenia, że płuca wchłaniają odrazu tak ogromną ilość powietrza, jak chyba nikt inny na całym świecie. To też drobna twarzyczka rekordzisty tchnęła nadmiarem pychy, pewności siebie i zachwytem nad wytrenowanem ciałem, którego zaledwie nikłą i w gruncie rzeczy zawadzającą częścią była głowa. Bądź co bądź posiadała wagę kilkuset gramów i ciągnęła pływaka na dno.
Patrząc w bezczelne, aroganckie oczki Baldwina i w jego pyszałkowatą twarz kretyna-mikrocefala, Pitt Hardful rzekł do rekordzisty:
— Cieszę się, że spotykam pana, mr. Baldwin! Zdaje mi się, że kiedyś miałem sposobność poznać pana...
— Well! — burknął pływak, wydymając małe usteczka. — Tyle wszędzie spotykam wielbicieli, że doprawdy, nie przypominam sobie...
To mówiąc, wetknął w dłoń kapitana jeden tylko palec, gruby i twardy, niby odłamek drewna.