Reporterzy i korespondenci pomknęli na pocztę i telegraf, ażeby niezwłocznie wysłać sensacyjne notatki i telegramy do swoich pism.
Przyjaciele i wielbiciele amerykańskiego rekordzisty kłusem niemal popędzili do swego bożyszcza, układając w myśli sprawozdanie z wizyty w hotelu Edwarda VII.
Wszyscy byli przejęci, zaciekawieni oświadczeniem lady Steward-Foldew i jeszcze bardziej podbudzeni, przeczuwając poważną i zaciętą walkę pomiędzy norweską pływaczką a mistrzem Stanów Zjednoczonych.
Gdy przypominano sobie wiotką, zwinną postać złotowłosej Elzy Tornwalsen, jej zawsze smętne, zamyślone oczy, jakgdyby zapatrzone w coś dalekiego i niewymownie pięknego, przed oczyma natychmiast stawało olbrzymie, muskularne, sprężyste cielsko potężnego mikrocefala, tego dziwnego, bezgłowego potworu o barkach, nogach i piersi atlety, o wąskich szparkach oczu, które były legowiskiem pychy i niczem niepohamowanej arogancji, — wtedy stawiano mniejsze lub większe sumy na pewniejszego faworyta, którym miał być niezawodnie „the best swimmer of U. S. A.“ — Stanton Baldwin.
Najbliższe nawet (czem się niedawno szczyciły) przyjaciółki Elzy, jej towarzyszki z kortu tennisowego, ze skoczni i z regat, pokryjomu stawiały na Amerykanina, hazardując się niebywale.
Całe Saint-Jean-de-Luz straciło głowę. W hallach hotelowych, w restauracjach, kawiarniach, barach, sklepach roztrząsano szanse jutrzejszych współzawodników, a wszędzie panowało przekonanie, że słaba, dobrze wychowana „syrena północy“ nie będzie mogła zwalczyć „rekina z Florydy“, jak poufale nazywano Baldwina.
Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.