Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Sam pływak, dawszy korespondentom wywiad, nacechowany nieznośną brutalnością i zarozumiałością, zniknął bez śladu.
Jeden z reporterów wyśledził go jednak. Na plaży i w „La Pergola“ opowiadano sobie wkrótce, że Stanton Baldwin bynajmniej nie lekceważy przeciwniczki, ponieważ niespostrzeżenie wymknął się do Guéthary i w tym zacisznym zakątku oddaje się specjalnemu treningowi.
Organizator wyścigu, mr. John Cornyle, pod wpływem rosnącej w mieście pewności zwycięstwa amerykańskiego sportsmena, szalał, proponując coraz to większe stawki, jednak ryzykantów nie znajdował.
Pitt Hardful, podwyższywszy swoją stawkę o dziesięć tysięcy dolarów, też milczał uparcie, mimo, że rozzuchwalony Amerykanin dwa razy telefonował do niego.
Przed wieczorem do pokoju kapitana wślizgnął się, jak zwykle, bez szmeru rudy Miguel i stanął przy progu.
— Z czem przychodzisz, przyjacielu? — spytał go obojętnym głosem Pitt.
Miguel, zasłaniając dłonią usta, zaczął się śmiać.
— Cóż to tak ubawiło czcigodnego Juljana Miguela? — z uśmiechem zapytał kapitan, podnosząc oczy na rudą czuprynę i piegowatą twarz Hiszpana.
— Tajemnice przed Miguelem?! A, nie ładnie i do tego — na nic! Ja wszystko zwęszę... — mówił, chichocąc i robiąc zabawne miny, Miguel. — Już wiem, że jutrzejsza pływaczka toż to nasza Elza z „Witezia“, Elza, którą zostawiliśmy przed kilkoma laty na skromnym brzegu Hadsefjordu... Nasza Elza! Dobra, cicha, miłosierna Elza Tornwalsen. A sztorman ani słowa o tem nie pisnął! Pojechał do tej mieściny nadmorskiej, gdzie nie-