Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

wojska królewskiego. Dopiero 15 lipca obszedłszy Dąbrowno od strony Uzdowa, wyszli na drogę biegnącą z Niborku do Ostroda, i całym pędem doganiać poczęli dążące pod Grunwald chorągwie króla i wielkiego księcia litewskiego. Zupełnie niespodziewanie spostrzegli z daleka czterech rycerzy zbliżających się boczną drogą. Chłopcy uskoczyli do lasu, a gdy jeźdźcy przejeżdżali w pobliżu, wypadli nagle z krzaków i zanim Krzyżacy zdążyli się opamiętać trzech zrzucili z siodeł, i długo, przeraźliwie gwizdali za czwartym, który zmykał, co koń wyskoczy.
Chłopcy zabrawszy broń i szkapy swoich jeńców, których przywiązali do drzew, popędzili na północ. Już było dobrze po południu, gdy ujrzeli stada wron z krakaniem lecących w różne strony; niebawem zaś potem dobiegły ich odgłosy krzyków bitewnych, z tysięcy rwących się gardzieli, huk strzałów i łomot głuchy, niby niezliczone cepy spadały na tokowisko, albo brać kowalska, z całego świata zebrana, waliła młotami w potężne kowadło.
Chłopcy zdążyli na sam koniec wielkiej bitwy na polu Grunwaldskim.
Już zdążyły zgromadzić się i powrócić na pole rozproszone przez Wielkiego Mistrza drużyny litewskie i czambuły tatarskie, już wmieszały się w bitwę wszystkie chorągwie zakonne i cała walcząca niezliczona ciżba skotłowała się tak, że nieraz polski miecz na polski spadał hełm, a krzyżacki topór w niemieckiej zatapiał się piersi. Nikt już z Polaków nie baczył na słomiane powrósła, jakimi dla oznaki przepasali się przed bitwą rycerze, kiryśnicy i strzelcy. Wojownicy parli naprzód, a kto stawał przed oczami — ten był wrogiem. Chłopcy jak szaleni skoczyli do bitwy w miejscu, gdzie ze swoją chorągwią srożył się Dobiesław Oleśnicki.