Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

o czym mówić i rozmyślać, bo tak było, tak jest i tak będzie, dopóki Polska piersiami i ramionami ludu swego silna jest i bezpieczna. Nic się odmienić nie da! — Ale... ale ten Andrzejko, Andrzejko! — zżymnęła się nagle a łzy zakręciły jej się w oczach. — Uciekł synek z zagrody nazajutrz po odjeździe młodzieży... Wykradł z komory kożuszek, nowe onucze i kierpce, z lamusa zabrał kuszę, kołczan, topór bojowy i oszczep, a z półki przy ognisku w kominie — nóż, krzesiwo, hubkę i kociołek... Ach! A potem uwiązał narty do nóg i przed brzaskiem — wykradł się za tyn... Nawet psy nie szczeknęły i nie skrzypnęły zawiasy u bramy!... Tyle go i widziała...
O tym właśnie myślała Oluchna Jankowa Zawiszów przypominając sobie ostatnie wypadki, co zaszły na Łosińcu i w okolicy po odjeździe Prandoty z Chłopic.
Tak pogrążona była w trwożnych myślach, że aż drgnęła, gdy posłyszała tuż za sobą czyjeś płaczliwe, żałosne głosy.
Obejrzała się.
Dwie sąsiadki: Katarzyna, żona Eliasza Popiela z Podłęża, który tu się osiedlił spoza Sanoka przybywszy, i Marusia — wdowa po Wacławie Komarnickim a siostra Daniela Jaworskiego — Okrzei, tego samego o którego ukaranie dopominali się niegdyś u królowej Jadwigi panowie węgierscy, bo im hajduków rotę całą porąbał Jaworski za to, że rubieżę polską koło Użoku przekroczyli i pasterzy usiekli na połoninie. Nie dała tym skargom posłuchu mądra pani i Daniel pozostał na swojej strażnicy górskiej. Owa Marusia dzielna to była niewiasta i z mężem Wacławem i bratem Danielem na podchody Madziarów wyjeżdżała a włócznią i toporem, choćby najcięższym, władała jak bojownik najtęższy — mocna była bowiem w karku, dłoniach i nogach.