Niektóre z nich zniszczyła wojna z Francuzami, gdy zdobywali ogniem armatnim „kasby“ wojowniczych, butnych plemion.
Tylko w Wysokim Atlasie „kasby“ pozostały siedzibą szczepów, a ręka tubylców podtrzymuje upadające mury, wzmacnia je i wznosi nowe piętra na starych basztach.
W pustyni bieleją niby oazy rozrzucone posterunki wojenne — czworokąty, otoczone murami, z wieżyczką obserwacyjną i budynkiem dla nielicznej załogi. Pędzimy dalej i dalej; szosa — gładka, jak stół, więc szofer bierze szybkość do 75 kilometrów na godzinę. Migają białe, murowane słupy z napisami. Wskazują one drogę główną do Fezu, Rabatu i Kazablanki, a także wszystkie boczne drogi automobilowe i nawet ścieżki, zdatne tylko do jazdy na mułach, a więc do Bou-Houria, do Tinnabourt, do osad, położonych u stóp grzbietu Dżebel Bou Ladżeraf, a należących do pracowitych rolników i wprawnych hodowców bydła z plemienia Beni Bou Zeggu. Jest to jedno z zagadkowych plemion północno-afrykańskich, gdyż mówią językiem Berberów, lecz mają swój własny rytuał religijny, swoją odrębną magję i twierdzą, że ich prarodzicielką była kobieta chrześcijanka — „lalla“, a więc święta.
W pustyni często spotykaliśmy ocementowane studnie, założone przez Francuzów.
Wykopać studnię w pustyni jest najmilszym dla Allaha czynem — głosi Koran, a więc francuscy urzędnicy oraz komunalne grupy kolonistów zakładaniem studni zyskują serca tubylców. Około jednej studni spostrzegliśmy dwóch jeźdźców. Byli to Berberowie. Poili swoje piękne rumaki z cementowanego koryta przy studni. Jeźdźcy stali około koni, owinięci w burnusy, zakrywające im szczelnie nawet twarze, co zwykle czynią tubylcy w drodze, jak gdyby się bali opalić swe bronzowe, lub zgoła czarne oblicza. Czynią to jednak w innym celu. Jadąc przez nieznane okolice, nie wiedzą dnia i godziny, kiedy jakiś „dżinn“ może się wślizgnąć
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/112
Ta strona została skorygowana.