do ust i spowodować chorobę. Dlatego w dalekich podróżach tubylcy starannie osłaniają sobie usta. Berberowie mieli w ręku długie karabiny arabskie o wąskich, wykrzywionych kolbach, upiększonych srebrem i perłową masą.
Gdy wskoczyli na siodła, a konie pomknęły, zdawało się, nie dotykając ziemi kopytami, jeźdźcy z opartemi o biodra strzelbami, z rozwiewającemi się nakształt skrzydeł burnusami, wyglądali bardzo malowniczo.
Lecz samochód szybko mija tych „synów pustyni“ i wkrótce dogania idący pociąg, przepełniony białemi postaciami tubylców z ich żonami, zawiniętemi z głowami w swoje „haiki“. Czarni pasażerowie wgramolili się nawet na wozy i siedzą na dachach.
Większemi osadami, napotkanemi po drodze, były „Taurirt“ oraz „Gersif“.
Pierwsza z tych osad ciągnie się lewym brzegiem rzeki Za i posiada ludność mieszaną europejsko-arabsko-żydowską. Małe, brudne domki otoczone są szerokiemi i równemi ulicami. Za miastem widać ruiny „kasby“. W historji Marokka miejscowość ta, leżąca na ważnych drogach handlowych, zapisała się walkami pomiędzy różnemi konkurującemi ze sobą dynastjami. Płaszczyzna Taurirtu przechodzi na południu w równinę Tafrat, gdzie się znajduje miasteczko Debdu, stolica niezależnego niegdyś państwa. Obecnie jest to miasto izraelickie, bardzo oryginalne z punktu widzenia folkloru i stosunków żydowsko-arabskich.
Żydzi z Debdu bardzo starannie przechowują starą wiarę, a jeszcze staranniej — stare berberyjskie przesądy i praktyki „kabbały“. Obok uczonych rabinów spotkać tu można „madżusów“, czyli magów i „kahinów“ — wróżbiarzy. Jak wiadomo, Żydzi, mieszkańcy dzielnic „mellah“, są wszędzie w muzułmańskich miastach pogardzani jako niewierni, a perjodycznie nawet ścigani nienawiścią prawowiernych wyznawców Islamu. Tymczasem w Debdu istnieje zupełnie inny
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/113
Ta strona została skorygowana.