Właśnie spodziewałem się zebrać podania ludowe o Bab-el-Maruku, więc bardzo gorąco prosiłem Hafida, aby opowiedział, co o niej wie; żeby mu szło raźniej, zaprosiłem go do kawiarni maurytańskiej, gdzie nikt nam nie mógł przeszkodzić i gdzie łatwiej byłoby spisywać.
— Dziękuję panu! — zawołał uradowany. — Ale przedtem niech państwo bardzo uważnie przypatrzą się tej bramie i zapamiętają każdy jej szczegół.
Był to potężny blok, zbudowany z ubitej gliny i kamieni o „barwie wieków“, — tej szaro-żółtawej barwie, co pokrywa z biegiem czasu wysiłki ludzkie, niezależnie od kraju i stopnia cywilizacji narodów. Barwa ta jest jednakową na murach pagod w dżungli Indyj, na piramidach w Egipcie, na basztach i mostach zwodzonych starych zamków w Europie i tu, w tym grodzie wojowniczych berberyjskich rodów panujących. Przez gruby mur przechodzi Bab-el-Maruk niby głęboki tunel i z „suk“ Tala prowadzi na drogę, okrążającą całe miasto. Mury, przez które prowadzi brama, otaczają kasbę Filala, wzniesioną przez Mohameda-en-Naser dla swojej gwardji przybocznej, złożonej z wojowników z Tafilalet, co właśnie dało nazwę kasbie.
Na murach tuż przy Bab-el-Maruku spostrzegliśmy wielkie haki żelazne, mocno rdzą zjedzone, a pod niemi długie, ciemne plamy i smugi niby pleśni, niby występującej wilgoci.
Przeszliśmy drogą na prawo od bramy i dotarliśmy do krawędzi głębokiego wąwozu, zarośniętego wysokiemi drzewami. Śród zieleni ujrzeliśmy tarasy domów arabskich, a w urwistych spadkach wąwozu — duże i małe jaskinie. Z niektórych wznosiły się słupy dymu, a przy wejściu siedzieli i stali ludzie.
— Tutaj mieszkają żebracy, — objaśnił Hafid, — przybywający koczownicy i włóczęgowie z całego kraju, trudniący się nauczaniem Koranu po wsiach, podróżujący „ulema“, wróżbiarze, czarownicy, zaklinacze wężów, bandy tancerzy, grajków, śpiewaków i ludzie
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/133
Ta strona została skorygowana.