aby kruki i krogulce nie wydziobały oczu. Z biegiem czasu sułtanowie i ich zastępcy — „kalifa“ wprowadzili zwyczaj solenia ściętych głów, aby dłużej mogły się przechowywać i wisieć dla postrachu zbrodniarzy i wrogów władcy. Soleniem głów trudnili się izraelici, dlatego ich dzielnicę nazywamy „mellah“, co znaczy „solony“.
„Przez bramę Bab el Maruk wprowadzali do miasta Maurowie andaluzyjscy, którzy stanowili znaczną część ludności Fezu, niewolników chrześcijańskich — tych „nesrani“[1], jak ich nazywano. Tu niektórych ścinano, niektórzy stawali się „khadem“ czyli niewolnikami, sprzedanymi z licytacji; tu z kobiet zrywano szaty i nagie sprzedawano do haremów. Gdy została kupioną, nabywca narzucał jej na twarz zasłonę „Ltam“, a wtedy stawała się obywatelką miasta i broniło ją prawo Koranu i prawo obyczajowe „mubach“.
— Dużo łez i krwi wsiąkło w tę ziemię, Hafidzie? — zapytała Zochna.
— O, pani! — szepnął chłopak i zakrył twarz rękoma na znak przerażenia. Z tego zrozumieliśmy, że bezwzględna i surowa władza dawnych sułtanów marokańskich zapisała się krwawemi zgłoskami w pamięci ludu Mahrebu, gdzie od wieków istnieje odosobnione, a burzliwe imperjum szerifów.[2]
Wyszedłszy z kawiarni, jeszcze raz zatrzymaliśmy się przed Bab el Maruk. Stała w swej wiekowej szacie, skąpana w płonącem słońcu, obojętna, niby stuletni starzec, obciążony brzemieniem wspomnień o dawnych dziejach i przeżyciach; stała — potężna swoją niezłomnością, lecz budząca rozrzewnienie w chwili, gdy pod jej sklepienie wpada ryczący samochód, lub gdy o jej gzymsy obijają się falsetowe gwizdki lokomotywy wąskotorowej kolejki wojskowej, zdążającej na Zachód, ku Atlantykowi.