Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

Lecz „brama spalonego“ pociągała nas ku sobie i nieraz jeszcze powracaliśmy tu z moją żoną podczas naszych wycieczek po mieście bez Hafida.
Widzieliśmy Bab el Maruk o godzinie, gdy słońce tonie daleko za horyzontem, a rzuca na dzieło sułtana-zwycięzcy ostatnie pożegnalne promienie. Wtedy wydawało się nam, że wszystka krew, przelana u podnóża bramy, podnosiła się do jej szczytu niewidzialnemi szczelinami i wypełniała ją, aż stawała cała w szkarłacie, niby w purpurze królewskiej.
Stawaliśmy przed Bab el Marukiem o porze nocnej, gdy brama wyłaniała się z mroku jak czarne, potężne widmo, nieuchwytne w swych kształtach i konturach, lecz ogromne i ponure.
Gdy księżyc rzucał na nią garść bladych promieni, zaczynały się odcinać od czarnej masy oświetlone narożniki i gzymsy, a w czeluści przejścia kłębić się i tłoczyć zaczynały jakieś chybkie cienie, rozlegały się jakieś szmery, niby jęki, niby westchnienia.
Może to były nietoperze, jaszczurki gekko lub małe sowy, gnieżdżące się tam, lecz kto wie? być może, że to dusze straconych tu niegdyś wodzów odważnych plemion z gór i z pustyni przeklinały i groziły nielitościwym władcom Mahrebu, a może — to cienie nieznanych nikomu chrześcijańskich męczenników, porwanych przez Maurów z południa Iberji, Italji, Balearów i Sardynji, przybywały do Bab el Maruka oglądać miejsce swojej śmiertelnej trwogi i rozpaczy i błagać Boga-Sędziego o miłosierdzie i nagrodę w Niebie.
Zawsze, o każdej porze dnia i nocy, przemawia Bab el Maruk do serca i duszy człowieka, a jeżeli uprzytomnić sobie w tej chwili, że prowadzi ona do tajemniczego, zaczajonego i skupionego w sobie Fezu, jednego z najbardziej porywających miast świata muzułmańskiego, wtedy wprost niesamowitą wyda się szaro-żółta bryła starej bramy.
Nasz Hafid był rozkochany w starym Fezie, w Fezie el Bali, i z pogardą mówił o nowym Fezie, czyli