płynęły zwykle galery czarnych piratów i wojowniczych awanturników ku naszym brzegom, gdzie Maurowie wycinali w pień ludność, palili osady i miasteczka, lub porywali jeńców i kobiety; mężczyźni gnili potem, przykuci łańcuchami do ław wioślarskich na galerach i brygantynach, jęcząc pod prażącemi promieniami słońca i pod razami batów dozorców, a kobiety tęskniły i w beznadziei i łzach więdły i umierały w haremach, zapomniane, opuszczone i pohańbione... O tem się marzy Arabom teraz, w XX wieku... wiemy o tem i musimy raz na zawsze marzeniom Maurów położyć kres!
Powiedział to z siłą i przekonaniem, umilkł, a po chwili odszedł do swej kajuty, gdyż przed świtem miał wysiąść w Melilli, gdzie stał jego krążownik.
Pozostałem sam, obejrzałem się i, przekonawszy się, że żona moja widocznie, śpi, zapaliłem nowego papierosa i usiadłem na ławce, przy wejściu do salonu.
Wtedy zbliżył się do mnie ten drugi pasażer, którego spostrzegłem na pokładzie, i usiadł obok. Niezawodnie był to Arab. Europejski strój nie mógł ukryć tego, a gdy podniósł rękę, zapalając cygaro, mankiet odsłonił wytatuowane na skórze znaki, w kształcie run i napisów arabskich.
— Dokąd pan płynie? — zapytałem.
— Do Oranu! — odparł, podnosząc kapelusz w grzecznym ukłonie.
Po chwili zaczął się cicho śmiać, a, widząc moje zdumienie, rzekł:
— Domyślam się, o czem mówił panu ten oficer, który odszedł przed chwilą!
Arab z zadziwiającą ścisłością powtórzył całą rozmowę moją z Hiszpanem i ciągnął dalej:
— My, ludzie z Mahrebu[1] inaczej myślimy, ale zato wszyscy jednakowo, wszyscy! Myśmy im dali cywilizację, odnowiliśmy ich rasę, byliśmy godnymi prze-
- ↑ Arabska nazwa Marokka, co znaczy „Zachód“.