Trzeci stopień szanowanych meskinów stanowią znachorzy, czyli „hakim“, ale ci kryją się ze swoją praktyką, gdyż władze francuskie prześladują tę profesję, jako niebezpieczną dla ludności, szczególnie w okresach panujących epidemij. Wobec tego hakim coraz częściej przerzucają się na inną pokrewną profesję, stają się czarownikami lub wróżbiarzami.
Na bazarze próżno szukaliśmy zaklinaczy wężów. Tego dnia nie przybyli do Fezu. Zato widzieliśmy dziwne widowisko. Kilku grajków na bębenkach i flecie, siedziało na ziemi, grało i od czasu do czasu wykrzykiwało jakieś słowa, po których stary, łysy, siwobrody człowiek zaczynał pląsy, kołysząc się w biodrach i robiąc kilka taktów tańca brzucha, przy wybuchach śmiechu widzów. Imitował dość udatnie ruchy i plastyczne pozy otyłych tancerek algierskich, dodając do tego szereg komicznych uwag i gestów, niezawsze, jak objaśnił Hafid, skromnych i przyzwoitych. Lecz widowisko podobało się publiczności i „artysta“ zarobił kilka monet i spory kawał cukru.
Tuż w pobliżu bazaru zwiedziliśmy cmentarz Bab Maruk z wielką kubbą z prochami Sidi Bu Beker el Arabi, a trochę dalej pod samotną palmą — grobowiec Abd Er Rahman El Filali. Było to porzucone już cmentarzysko, z potrzaskanemi płytami i kamieniami mogilnemi, z porozrzucanemi odłamkami kości i czaszek ludzkich, z zaroślami fig berberyjskich, aleosów, koszlawych tui i anemicznych tamaryndów. Wałęsały się tu zgraje głodnych psów i śmigały jaszczurki. Ale w cieniu kaktusów bliżej drogi, siedziały szczelnie owinięte w nowe białe burnusy i „ltam“[1] kobiety z okolicznych „bled“[2]. Sprzedawały małe chusteczki i szaliki, misternie haftowane różnobarwnym jedwabiem.