ciągle pogadanki, które odkrywały nam coraz to nowe strony życia Fezu. Dziwnym się wydaje pośpiech, z którym zwiedzają turyści Fez! Parę dni i koniec! My spędziliśmy tu prawie miesiąc, ale tylko drobną część szczegółów wywieźliśmy z tej okolicy berberyjskiej, tajemniczej, mistycznej i groźnej.
Od naszych przyjaciół — tubylców, mówiących po francusku, co prawda, czasami bardzo źle, a chętnie przyjmujących od nas poczęstunki, dowiedzieliśmy się dużo ciekawych rysów z życia studenckiego. Ogromna większość studentów mieszka w medersa, mając ciągle przed oczyma skarby rodzimej sztuki; nieznaczna tylko część posiada prywatne mieszkania w mieście. Śród studentów można spotkać marzycieli i poetów, praktycznych ludzi, którzy przygotowują się do profesji adwokatów i rejentów; ascetów, spędzających dnie i noce na nauce, modlitwie i skupieniu myśli, — to są w przyszłości ulema, imamy i czasem nawet marabut’y.
Nieraz się zdarza, że po ukończeniu uniwersytetu wychowaniec nabywa sobie klucz do swej celi i powraca czasami do swej „alma mater“, by się usunąć od zgiełkliwego i skomplikowanego życia, i doprowadzić do równowagi swe myśli i uczucia.
Studenci fezańscy są zwykłymi studentami, a więc robią burdy, biorą udział w rewolucjach i wszelkich protestach, mają swoje święta i swoje korporacje. Te ostatnie są związane ze szczepowem pochodzeniem i z przynależnością do tego, lub innego bractwa religijnego. Tylko asceci są „dzikimi“ i nie należą do korporacyj, stojąc na uboczu życia kolegów.
W Fezie w XVII-em stuleciu istniała Medersa Lebbadin. Pewnej nocy studenci, spotkawszy na rynku derwiszów[1], nabyli od nich haszyszu[2] i wpadli w obłęd chwilowy, w stan pobudzenia zmysłów. Kilku