Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/199

Ta strona została skorygowana.

nów! Tylko ona może mnie uzdrowić! Zdejmcie mi z szyi ten łańcuch, puśćcie mnie! — przetłumaczył Hafid krzyki obłąkanej.
Rozpaczliwej tej prośbie chorej zaczęły wtórować inne głosy, jęki i wycia.
— Warjaci są w mocy dżinnów, złych duchów, dlatego chorych trzymają na łańcuchach, aby przeszkodzić dżinnom wyjście z nich i ściganie innych ludzi! — objaśnił Hafid.
I jeszcze jedno miejsce udręki pokazał nam nasz tolba. Było to więzienie, gdzie jeszcze bardzo niedawno więźniów traktowano z przerażającem okrucieństwem, a ciężkie kajdany i łańcuchy na szyi — stanowiły karę najłagodniejszą. W podziemnych kazamatach ludzie za życia gnili, umierali z głodu i pragnienia, a trupy miesiącami pozostawały śród żyjących. Pod wpływem władz Protektoratu stosunek do więźniów stał się znacznie łagodniejszy. Widocznie Berberowie i Arabowie dobrze pamiętają o niesprawiedliwości i surowości swych władz, gdyż uważają za swój obowiązek pomagać więźniom, posyłając im pożywienie, a nawet w niektórych wypadkach — wykupują ich. Ten zwyczaj, nie istniejący w żadnem cywilizowanem państwie, włączając Chiny i Japonję, zachował się dotąd w krajach Azji Centralnej i w Rosji, gdzie mieszkańców więzienia nazywają „cierpiącymi“, lub „nieszczęśliwymi“ i otaczają sympatją i opieką bez różnicy i bez względu na to, co tych ludzi doprowadziło do zbrodni.
Przed więzieniem zastała nas noc marokańska, ciemna, z nisko nawisłem nad ziemią gwiaździstem niebem, z cykaniem nietoperzy i szmerem polujących na muchy i pająki jaszczurek, pełzających po murach i ścianach.
Powracaliśmy do hotelu, przecinając ludne „suk,“ oświetlone latarniami i lampkami, jakieś tajemnicze, niby ukrywające poza swemi ścianami tajemne zebrania spiskowców i złoczyńców, lub coś innego, co się