pagandę bolszewicką. Mój tajemniczy nieznajomy był podobny do Tatara z brzegów Wołgi i mógł być agentem sowieckim, ale mógł też być agentem podwójnym — i Abd-El Krima i Sowietów, podtrzymujących każdy ruch antyeuropejski. Chcą szerzyć zamieszki i podniecenie śród ludności państw, odrzucających ideologję zbrodniczej Moskwy, gdzie za murami Kremlinu stoi „kubba“ fałszywego Mesjasza — Lenina. Jest to aroganckie mauzoleum, rzucające rękawicę całej cywilizacji, wierze, moralności i twórczej myśli rasy aryjskiej, a obliczone na upadek energji, marazm i obłęd Europy.
Nie myślał nigdy wielki święty Mulej Idriss, że w jego grodzie, mającym znaczenie Rzymu, Paryża, Lourdes, Oxfordu i Mekki, zamkniętych w ogólnych murach, powstaną dzielnice rozpusty i lekkomyślnej zabawy, pałace tak daleko od świętych miejsc odsunięte i siedziby niewiernych Nsara[1] i Ihud.[2] Myślał i wierzył, że Fez el Bali stanie się wspaniałym grodem i przetrwa wieki w modłach i cnocie. Oddanie się gorącej wierze spotykałem w Fezie na każdym kroku, a cnoty widziałem w starodawnych obyczajach ludności. Te zaś przechowały się w nieskazitelnej czystości; nawet z takiemi trudnościami w czasach obecnych przestrzegany zwyczaj, jak krwawa zemsta. A tymczasem nawet w Fezie, gdzie rząd Sułtana podlega moralnym wpływom Francji i nie bardzo sprzyja przejawom obyczajów berberyjskich, wręcz przeciwnych ideologji zachodniej, sam na własne oczy widziałem pewnego wieczoru około parku Bu Dżelud scenę podniecającą. Skracałem sobie drogę do swego hotelu przy ulicy El-Doub, przecinając park. Spostrzegłem tu człowieka, szczelnie owiniętego w burnus, zasłaniający mu twarz do połowy. Z przeciwległej strony zbliżała się gromadka tubylców. Nagle czający się człowiek wybiegł z ukrycia pod krzakami i, wykrzyknąwszy kilka słów, runął na zbliżających się, błyskając nożem. Gromada odrazu się