coś do siebie i wymachiwała rękami. Przeszła, nie spojrzawszy nawet na nas, co się nigdy przedtem nie zdarzyło. Po chwili usłyszeliśmy ponury, jękliwy śpiew Zohry, a następnie oburzony głos ochmistrzyni i pojednawczo-surowy kontralt pani Ossun.
Długo trwała ożywiona rozmowa, przebiegł przez „patio“ roześmiany lokaj Arab i, zatrzymawszy się na chwilę, szepnął do nas:
— Zohra się upiła...
Parsknął śmiechem i pobiegł dalej.
Głosy zaczęły się zbliżać i wkrótce zjawiła się Zohra, konwojowana przez panią Ossun i ochmistrzynię.
— Prześpij się, a później sprzątniesz łazienkę! — mówiła surowym głosem dyrektorka. — Teraz nie możesz gościom się pokazywać. Idź!
— Nie będę spała! — protestowała Zohra. — Ja muszę pracować, bom sługa...
— Idź! — powtórzyła z naciskiem ochmistrzyni.
Lecz dziewczyna odbiegła i, schwyciwszy się oburącz za głowę, usiadła na krawędzi basenu fontanny.
— Nie chcę spać! We śnie przylatują złe duchy i dręczą tęsknotą! — jęczała murzynka.
— Skoro nie słuchasz rozkazu, — rzekła spokojnie pani Ossun, — ubieraj się i wychodź! Jutro przyjdziesz po pensję...
Zwracając się do nas, pani Ossun zaczęła przepraszać nas za taką przykrą scenę, która jednak więcej się nie powtórzy, gdyż Zohra zostanie od dziś wydalona.
Murzynka podniosła głowę i ze łzami w oczach powtarzała:
— Zohra wydalić?... Zohra wydalić? Zohra pracuje — madame mówi: „Zohra gentille“... Gdy Zohra nieszczęśliwa i chce się zapomnieć na chwilę, biedna Zohra, co niema matki, niema ojca, niema nikogo, ktoby ją kochał — wtedy Zohra — zła i niepotrzebna?... Wtedy Zohra może iść?...
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/232
Ta strona została skorygowana.