Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/234

Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ XVI.
POLOWANIE I WOJNA.

Dzięki uprzejmości generała de Chambrun, który wiedział o moich zapałach myśliwskich, zostałem zaproszony przez oficerów sztabowych na polowanie. Było to pierwsze afrykańskie polowanie.
Pewnego dość chłodnego poranku, na godzinę przed wschodem słońca zajechał samochód i w towarzystwie trzech oficerów wyjechaliśmy przez bramę Bab Dżelud na drogę, prowadzącą do dużej osady rolniczej Petit-Jean, położonej na zachód od Fezu. Wyjechaliśmy za miasto, gdzie otoczyła nas mgła poranna. Z rykiem syreny mknął samochód, rozpędzając na wszystkie strony gromadki tubylców, spieszących ze swemi mułami do miasta, aby sprzedać trochę jarzyn, winogron lub węgla drzewnego. Poważnie kroczące wielbłądy w popłochu zbijały się w kupę i, popychając się wzajemnie, zbiegały z drogi, ścigane przez poganiaczy. Gdy przejechaliśmy kilka kilometrów, jeden z oficerów wskazał mi miejsce, gdzie bierze początek rzeka — ued Fez. Źródła jej wytryskują ponad znajdującemi się po drugiej stronie drogi — bagnami — siedzibą komarów i febry. Francuscy inżynierowie są zajęci obecnie bardzo niełatwem zadaniem osuszenia tego bagna, gdyż chcą uzdrowić to miejsce i urządzić tu drugi duży obóz dla wojsk północnego obwodu.
O jakie 25 kilometrów od Fezu ujrzałem czerwone góry, przecięte głębokiemi wąwozami z białemi plamami soli. Oficerowie poinformowali mnie, że te czer-