Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

wone warstwy geologiczne są dla górników najlepszą wskazówką, że znajdują się tu pokłady gipsu i soli. Istotnie wkrótce minęliśmy kopalnie i fabrykę gipsu, położone tuż przy drodze. Roślinność dość nędzna dokoła. Jakieś kłujące krzaki, białe od drobnych kwiatów, niskie krzaki palmowe, sucha, brunatna trawa. Gdy zapytałem o nazwę rośliny z białemi kwiatami, szofer zatrzymał na rozkaz starszego z oficerów, maszynę i wyszliśmy obejrzeć interesujący krzew. Okazało się, że była to jakaś kłująca roślina, a jej kwiaty — białemi muszlami zwykłych tu ślimaków; muszle były puste, gdyż słońce zabiło oddawna ich mieszkańców, a wiatr wydmuchał z tych przygodnych „kubb“ — grobowców, prochy ślimaków.
Ruszyliśmy dalej i zaczęliśmy spotykać tubylcze plantacje wina i drzew oliwkowych. W różnych miejscach bliżej i dalej od drogi widziałem studnie, zwykłe berberyjskie „bir“, lecz przez Francuzów pokryte dachami. Przy każdej studni tkwił stróż w białym burnusie i zawoju.
Wkrótce skręciliśmy na boczną ścieżkę, gdzie nasz samochód zaczął odrazu wspinać się na wysokie pagórki, to znów czołgać się na dno głębokich wąwozów, z których znowu gramolił się do góry. Niedaleko stoków długiego grzbietu górskiego, stanowiącego odnogę Środkowego Atlasu, wysiedliśmy z samochodu.
Starszy z oficerów — komendant, wydał rozkaz szoferowi, gdzie ma stanąć i oczekiwać nas. Nabiliśmy strzelby i ruszyliśmy w stronę gór, pokrytych krzakami wina i drzewami oliwkowemi. Wyszedłszy na pierwsze pagórki, ujrzałem kilka zajęcy, uciekających w stronę krzaków. W wysokiej, suchej trawie wyraźnie widziałem migające uszy.
— Oho! — zawołał komendant. — Już mamy kuropatwy!...
Okazało się, że mimo bardzo dobrego wzroku, wziąłem kuropatwy za zające. Stało się to dlatego, że ptaki uciekały, wyprostowane, z wysoko podniesionemi