Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

miasto z oazami parków, skwerów, z długiemi alejami, biegnącemi coraz wyżej i wyżej, aż tam, gdzie wznoszą się wysokie, kilkopiętrowe domy, dzwonnice kościołów i kopuły jakichś gmachów, może teatrów, czy muzeów, a może meczetów.
Jakiś dziwny spokój, pewność jutra i wesołość biły od tego srebrzysto-białego miasta, że gdy niechcący zwróciłem wzrok ku Santa Cruz, jakiś przykry chłód zakradł mi się natychmiast do duszy.
Zamyśliłem się nad tem wrażeniem i po chwili zrozumiałem je i mogłem ująć w formę logiczną.
Zrozumiałem, że widzę przed sobą dwie kultury, dwie psychologje, dwie kolonizacje. Hiszpanja z jej surowym, nieprzejednanym katolicyzmem wielkich inkwizytorów, dumnych królów, krwawych konkwistadorów, motłochu, pogardzającego ludźmi innych wyznań i innych barw; Hiszpanja — gwałtu, przelewu krwi, przemocy i zniszczenia, Hiszpanja dawna, w której oprócz tradycji, historji i nienawiści ludów, niegdyś podbitych przez nią, nic nie pozostało.
Ta Hiszpanja rozparła się tam na szczycie Murdhadho i umarła w ponurym, mówiącym o dawnej wspaniałości grobowcu Santa Cruz. A tuż obok — śmieje się wesoło do słońca, do morza, do okolicznych wiosek arabskich, do całego świata Francja, śmieje się bielą i połyskiem swego srebrnego miasta, barwnym tłumem, zielenią parków i trawników i pstremi klombami skwerów.
Nie marzy ona o wieczystości murów i basztów Santa Cruz, gdyż nie wierzy w wieczne życie z zasady, chce najbliższym pokoleniom zabezpieczyć byt w tej słonecznej krainie, a gdy tubylcy sarkają i odgrażają się, Francuz z uśmiechem szczerej wesołości odpowiada:
— Ależ, panowie, my płacimy hojnie! Niesiemy wam prawdziwą cywilizację i kulturę, bez których wasza „liberté“ będzie, za przeproszeniem, zupełnie podobna do życia małp i panter.
Powiedziawszy to, zaczyna nucić wesołą piosnkę kabaretową.