Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

w górach Wielkiej Kabilji, na pograniczu Sahary i tu, w pobliżu powstańczego Riffu, spotykałem tych samotnych „cantonierów“, rządowych agronomów, weterynarzy, otoczonych morzem ludności berberyjskiej, pracujących razem z nią bez obawy, bez żadnych środków obrony, często bez możności telefonicznego połączenia z punktem administracyjnym lub wojennym.
Czem się to objaśnia? Pokojowym nastrojem wyznawców Proroka? Zrozumieniem przez nich kulturalnej pracy tych samotników europejskich? Urokiem lub szacunkiem ludności dla cudzoziemców, którzy starają się uszanować psychikę mieszkańców tych krajów?
Zbyt krótko byłem na północy Afryki i w ciągu sześciu miesięcy nie mogłem zbadać istotnego podłoża tego zadziwiającego zjawiska. W każdym jednak razie myślę, że jest to bardzo znamienny i pocieszający przyczynek do symbiozy politycznej dwóch odmiennych ras.
Cały rejon od Ain Aicha do Ain-Maatouf, tej dość dużej osady tubylczej, przedstawia się wspaniale. Jest to kraj rolniczy i bogaty. Rozrzucone w pobliżu drogi wsie mają wszelkie oznaki dobrobytu.
Przebywszy około 40 kilometrów, dotarliśmy do bardzo malowniczej wioski, z kubbą miejscowego uali na brzegu małego wartkiego potoku. Jest to „Taunat“, wioska, tonąca w gajach oliwnych i figowych, otoczona zielonemi górami, pokrytemi winnicami i polami prosa i pszenicy. Mieszkańcy odnosili się do nas uprzejmie i z pełnem zaufaniem. Pokazano nam drogę na posterunek Taunat.
Na dwóch pagórkach mieści się tu dziwna awangarda europejskiej cywilizacji i myśli politycznej; stąd widać przez lornetkę polową na południu — góry, otaczające od wschodu i północy Fez ze szczytem Zalagh, przypominającym grzbiet potwornej ryfy, a na północy — piętrzące się jeden po drugim łańcuchy grzbietu Riff.
Na jednym z pagórków mieści się pawilon oficerski i sztab, na drugim — koszary i szpital.