Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

Spotkali mnie oficerowie tego posterunku: komendant Richard i porucznik de Seroux. Dowódcą odcinku był komendant Richard, olbrzym o marsowej twarzy i żołnierskiej postawie, w jakimś dziwnym stroju — szerokiej bluzie i szarawarach, podobnych do kozackich. Kepi z fartuchem, ochraniającym od słońca kark i z potężnym daszkiem nad oczami, grube, podkute trzewiki i krótkie skórzane getry — wszystko to świadczyło o pełnem trudów i pracy życiu, a głębokie zmarszczki około ust i na czole o niejednej trosce, nurtującej to ciało olbrzyma.
Gdybym zamierzał namalować żołnierza z walecznej, nieśmiertelnej starej gwardji Napoleona, naprzykład, Flambeau, który był genjuszem sławy wielkiego ojca przy wiotkiem ciele księcia Reichstadt, — tobym prosił komendanta Richarda, aby mi pozował. Może Rostand brał go też za wzór typu cnót starej gwardji? Lepszy typ dla tak wdzięcznej i heroicznej postaci istotnie trudno byłoby znaleźć.
Jak żywy stoi przede mną do tej chwili komendant Richard, — olbrzymi, marsowy, z sumiastym, zawiesistym wąsem, a skromny i dziecinnie prosty.
Drugą postacią — już nowoczesną — był szef jego sztabu, lejtnant de Seroux, oficer Sztabu Generalnego, młody, z arystokratycznej rodziny, nerwowy, wykształcony, a pełen zapału i zrozumienia misji europejskiej śród narodów niecywilizowanych. Oprócz nich było tu jeszcze dwóch młodszych oficerów — lejtnant Mourre i podporucznik Taoudi — Arab, który ukończył doskonałą szkołę, założoną dla oficerów-tubylców w Meknesie.
W Taunacie oficerowie zostali uprzedzeni o mojem tu przybyciu, więc oczekiwali ze wspaniałym obiadem, z szampanem, cudownemi winogronami i ciastkami, roboty arabskiego kucharza. Podczas obiadu oficerowie opowiedzieli mi, że oddział, broniący tego odcinku od wdarcia się band Arabów z Riffu, składa się z dwustu żołnierzy-tubylców, śród których znaczną część sta-