nowią wojownicy Szleu z Wysokiego Atlasu. Tylko oficerowie i paru sierżantów byli Francuzami.
— Mamy pomocników, którzy są warci regularnego wojska — mówił, uśmiechając się, p. de Seroux. — Pan widzi, że mieszkamy w tej szopie, bez najpotrzebniejszych wygód, bez towarzystwa ludzi kulturalnych i to od dawna już. Ciężkie to życie na takiem pustkowiu, lecz rezultaty są dobre. Przekonaliśmy całą ludność na naszym odcinku, że przyszliśmy tu nie poto, aby ich zdobywać, eksploatować, krzywdzić, lecz poto, aby spełniać warunki umowy z Sułtanem, zabezpieczyć całej okolicy spokój i rozwój ekonomiczny, wnieść kulturę, bez której teraz żyć i rozwijać się nie może ani poszczególny człowiek, ani poszczególna ludność. Odbijamy, niedalej niż tej nocy, ataki oddziałów Abd-El-Krima, który je tu posłał po zdobycie prowjantu, ponieważ w górach Riffu zabrakło mu go; budujemy drogi i ustalamy ruch „kamionów“, kupując od tubylców i wywożąc ich produkty, przywożąc natomiast potrzebne dla nich towary; zbudowaliśmy „fonduk“, w którym tubylcy sami administrują; zorganizowaliśmy szpital, w którym leczy się do 600 mieszkańców tej okolicy. Przekonaliśmy Berberów, że pokój jest podłożem dobrobytu, a gdy ujrzeliśmy, że nasze słowa padły na dobry grunt, uzbroiliśmy sporo mężczyzn z okolicy i teraz oni sami bronią swojej ziemi od band z Riffu. Właśnie, — może pan wyjrzy! Tych trzech jeźdźców Szleu pakuje naboje dla mieszkańców dwóch najbardziej wysuniętych wiosek, gdzie spodziewamy się lada chwilę napadu rabusiów Abd-El-Krima.
Po obiedzie zwiedziliśmy punkt obserwacyjny, skąd się odsłaniał widok na cały prawie front hiszpańsko-marokański, a p. de Seroux przez lornetkę pokazał mi te góry, w których znajdowały się w tej chwili główne siły Abd-El-Krima.
Wyczuwałem w objaśnieniach oficerów pewną troskę i niepokój przed zbliżającemi się wypadkami.
— Nie chcemy wojny — mówili — lecz nie możemy
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/246
Ta strona została skorygowana.