pręgierzem czerwonego teroru w renegatów i wrogów Zachodu.
Po ukończeniu przechadzki po Taunat komendant Richard, znakomity strzelec, „terreur de gibier,“ jak go nazywał p. de Seroux, zaproponował mi polowanie na kuropatwy. Naturalnie, że z radością się zgodziłem. Podano nam doskonałe konie wierzchowe i w asyście ośmiu kawalerzystów wyjechaliśmy za posterunek. O jakie pięć kilometrów od obozu, na schyłkach nie bardzo stromych gór, rosły gęste krzaki śród zwałów kamieni.
— Tu zwykle trzymają się kuropatwy! — rzekł, zwracając się do mnie, komendant.
W tej chwili koń jego drgnął, chrapnął i uskoczył w bok.
— Co się stało? — zapytałem.
— Dojrzał w krzakach gazetę, poruszaną wiatrem, — zaśmiał się olbrzym. — Nie boi się on kul, lecz papieru nie lubi!
— Może to jakieś skrajne lewicowe pismo, może nawet komunistyczne, a wierzchowiec hołduje innym poglądom politycznym? — zauważyłem.
— Tak! — odparł. — Ta szkapa pochodzi z Wandei.
Zezsliśmy z koni i, otoczeni z dwu stron łańcuchem żołnierzy, szperaliśmy w krzakach, w których przed kilku godzinami czaili się Kabylowie z Riffu. Upał panował straszliwy, więc kuropatwy siedziały mocno w swych skrytkach i nie ruszały się z miejsca. Dopiero, gdy, przeszedłszy wąwóz, dotarliśmy do gaju oliwnego, ujrzeliśmy dwa stadka kuropatw. Zerwały się jednak bardzo daleko i wpadły w gęste krzaki, rosnące na dnie głębokiego wąwozu. Zostawiliśmy je w spokoju i zawróciliśmy na miejsce, gdzie pozostały nasze konie. W gęstych zaroślach widziałem śpiącego żółwia — testudo mauritanica, żywiącego się trawą. Ciemny pancerz i większe rozmiary odróżniają go od żółwia pospolitego w pasie Morza Śródziemnego. Arabowie poszukują tego zwierzątka i przyrządzają z jego
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/248
Ta strona została skorygowana.