bionych murów, od wyniosłych grobowców Merinidów...
Nagle przeciągły, trwożny krzyk rozlega się tuż pod nami.
Postępujemy kilka kroków naprzód i widzimy głęboki wąwóz z dwoma olbrzymiemi jaskiniami. Z jednej wychodzi dym, około drugiej mężczyźni i kobiety fabrykują misy i garnki z gliny; błąka się para osłów, a dwa duże, chude psy żałośnie wyją. Przy niskiej szopie drewnianej stoi Berberka bez burnusa, w barwnej koszuli i spódnicy, bosa z powichrzonemi włosami. Zdaleka połyskują olbrzymie srebrne kolczyki w uszach i srebrne bransoletki na ciemnych rękach. Trzyma przy piersi małą dziewczynkę, a jedną rękę przykłada co chwilę do ust i, patrząc w stronę krzaków i skał, woła trwożnie i żałośnie:
— Aszika! Aszika-a-a![1]
Nikt się nie odzywa i nikt się nie zjawia na głos matki, — ani z krzaków, ani z poza skał. Więc zatrwożona losem córki, już przeczuwając nieszczęście, kobieta znowu nawołuje:
— Aszi-ika! Aszika-a-a-a!
Słucha i patrzy i czeka. Żadnej odpowiedzi... Więc podbiega do samej krawędzi kotliny, tam, gdzie nadół zbiega ledwie dostrzegalna ścieżka i pochyliwszy się, usiłuje wzrokiem przebić gąszcz zarośli i wyje, jak wilczyca:
— Aszika-a-a! Aszika-a-a!...
Dokoła kaskady słońca, potężnego i triumfującego, fatamorgana miasta, połysk jego minaretów, wybujała roślinność, szmer potoków i surowy majestat dawnych, wspaniałych dziejów...
Lecz gdzie się zjawi żywy człowiek, tam, niby cień, staje męka jego, rzeczywistość nieubłagana, walka, łzy i rozpacz...
Dalej! Dalej!
- ↑ Imię dziewczynki.